( Ważna notatka - Proszę przeczytaj )
Miłego Czytania x
Otwieram zaspane oczy i spoglądam na zegarek wskazujący
piętnaście po siódmej. Wzdycham ciężko na samą myśl o dzisiejszym dniu. Po co
mi w ogóle ten zakład? Co chce sobie przez to udowodnić ? Że nadal mogę go mieć
? „Ale czy chcesz?” podpuszcza mnie podświadomość. Ignoruje jej zagrania,
wstając z łóżka, powolnym krokiem udaje się w stronę łazienki, zagarniając po
drodze wszystkie potrzebne ubrania. Stojąc przed lustrem przemywam twarz zimną
wodą, potrzebując orzeźwienia. Całą dzisiejszą noc męczyły mnie koszmary, przez
co moja twarz wyglądała jeszcze na jeszcze bardziej zmęczoną niż powinna.
Ubrana w przygotowane ubrania weszłam do kuchni nie zastając
nikogo w pobliżu. Na białym blacie spoczywała mała karteczka. Przewróciłam
oczami czytając treść:
Alexandro, musiałam wyjechać w sprawach służbowych, ale mam nadzieje,
że poradzisz sobie bez swojej kochanej mamusi. Pieniądze są na twoim koncie,
lodówka jest zaopatrzona we wszystko co lubisz. Postaram wrócić za 3 dni i mam
nadzieje, że przez ten czas nie dorobie się wnuków
Całuski , Mama x
Z poirytowaniem zgniotłam kartkę wyrzucając ją za siebie.
-Świetnie- bąknęłam – Zajebiście po prostu . – Westchnęłam
dopijając wczorajszą wodę zostawioną przeze mnie. Wrzuciłam szklankę do zlewu,
a towarzyszący temu dźwięk tłuczonego szkła poinformował mnie, że została
spisana na straty. Ruszyłam do drzwi, zagarniając po drodze kluczyki do auta i
plecak leżący pod drzwiami. Trzasnęłam drzwiami, automatycznie je zamykając, a
z podjazdu wyjechałam z piskiem opon. Ten dzień nie mógł się zacząć jeszcze
bardziej chujowo niż w tej chwili.
*
„Biegnę białym korytarzem w granatowej koszulce. Nie ma tam
żadnych drzwi ani okien, tylko czarna podłoga prowadzi mnie do jaśniejszego
światła, gdzie znajduje się cień dziewczyny. Zwalniam ze zmęczenia, a postać
odwraca się w moją stronę.
-Kim jesteś ? – wołam, ale nie otrzymuje odpowiedzi.
Podchodzę niepewnie bliżej chcąc przyjrzeć się twarzy nieznajomej. W jej dłoni
znajduje się pistolet, a krople krwi spływające po jej ręce utworzyły małą
kałuże prze jej nodze.
- Kim jesteś ? – pytam ponownie, podchodząc jeszcze bliżej.
Dostrzegam, że na głowie nieznajomej spoczywa kaptur przeszkadzając w
dostrzeżeniu twarzy. Gdy podchodzę jeszcze kawałek, mogę dostrzec mrożący krew
w żyłach uśmieszek namalowany na jej ustach. Przechylam lekko głowę, a ona
powtarza to samo, uśmiechając się jeszcze bardziej złowieszczo niż przedtem.
-Kim ty do cholery jesteś? – krzyczę z przerażenia, a na
odpowiedz otrzymuje wymuszony chichot nieznajomej. – Kim jesteś ?- powtarzam po
raz kolejny.
-Jestem twoim koszmarem. – mówi pogardliwym głosem, unosząc
zakrwawioną dłoń do skrawka widzianej przeze mnie twarzy i krwią maluje usta.
Nieoczekiwanie wybucha szyderczym śmiechem, oblizując usta. – Jestem tym, czego
najbardziej się boisz. Twoją udręką, twoimi lękami, najgorszym co może Cię
spotkać , Alexandro.
Jej udawany troskliwy ton jest jak trucizna.
-Skąd znasz moje imię? – głos mi się załamuje i mówię
ostatnie słowo bardzo piskliwie.
- Tyle strachu – Wciąga głośno powietrze – Czuję twój strach
– szepcze a następnie znowu wybucha śmiechem.
- Co Cię tak śmieszy ?!- wybucham, wyrzucając ręce w
powietrze, ale zaraz opanowuję się, gdy dostrzegam jak zaciska dłoń na pistolecie. Powietrze staje się chłodne, a cisze, która
panuje dookoła wypełnia cichy dźwięk uderzających kropel o ziemię.
- Chodź – nakazuje naglę, odwracając się i idąc przed
siebie. Im dalej idziemy tym ściany stając się ciemniejsze, a podłoga
jaśniejsza tak, że po pewnym czasie ściany są czarne jak nicość, a podłoga
biała jak śnieg. Po swojej prawej stronie dostrzegam, dziwnie zarysowane drzwi,
tak jakby jakieś dziecko namalowało je białą kredką. Idę za cieniem rozglądając
się bacznie na boki. Strasznie ciekawi mnie co kryje się po drugiej stronie
tych wszystkich drzwi.
- To twoje wspomnienia – mówi niskim głosem koszmar.
Zatrzymuję się po środku korytarza i obraca w prawą stronę . Niepewnie
podchodzę do konturów, a cień zachęca gestem ręki do otworzenia ich.
Drżącą dłonią łapie za białą klamkę i przekręcam, aż słyszę
kliknięcie, a drzwi otwierają się same. Przede mną rozciąga się obraz
wspomnienia, gdy byłam małą dziewczynką. Spoglądam na zakapturzoną postać,
która ruchem dłoni wskazuję, abym tam weszła. Robię nie pewny krok w stronę
mgły. Dookoła jest las, a jedynym
słyszanym dźwiękiem jest szelest liści i pękniecie gałęzi. Przeraźliwy
krzyk przerwa sielankę, a ja szukam jego źródła. Dostrzegam wtedy małą
blondynkę, która leży na ziemi i trzyma się za nogę z której sączy się krew.
Czuję ból i spoglądam w dół na swoje nogi i dostrzegam stróżkę krwi oraz
rozcięcie.
-Jak to możliwe – szepcze dotykając tego miejsca, a na
opuszkach mam krople gęstej krwi. Podnoszę głowę i dostrzegam, że mała
blondynka nie płaczę ale podnosi się i opiera o drzewo. Naglę podbiega do niej
jakiś chłopak o czarnych włosach i wrzeszczy na nią za to, że się pobrudziła,
wyciąga rękę i wymierza jej cios w policzek. Nawet jedna łza nie spłynęła po
jej twarzy, a ona sama nie okazuje żadnych emocji. Tylko na chwile, po jej
twarzy przebiega cień pogardy dla osoby, która ją uderzyła, ale natychmiast
znika, gdy się odwraca i odchodzi chwiejnym krokiem.
Gdy staje przed kolejnymi drzwiami, powietrze jest coraz
bardziej gęste. Przekręcam gałkę, wchodząc do środka. Otacza mnie ciemność.
Inna niż na Korytarzu. Jest ona przepełniona zapachem krwi, narkotyków,
alkoholu. Przepełniona zapachem zabójstwa. Dostrzegam, że jestem teraz ubrana w
czarne spodnie i skórzaną kurtkę, a na głowie mam taki sam kaptur jak
Cień. Nieznajoma stoi w miejscu, jakby
nie przejmowała się tym, że wyglądamy podobnie. Nie widzę jej twarzy ale wiem,
że patrzy na mnie obojętnie. Obserwuję ją gdy rusza przed siebie. Stoję w
miejscu, obserwując dokąd idzie, gdy staje i kiwnięciem głowy pokazuję, abym
kroczyła za nią. Poprawiam pasma włosów
wystające spod kaptura. Światła latarni prowadzą nas na przedmieścia, do
starego magazynu, którego kompletnie nie pamiętam.
- Gdzie my jesteśmy?- pytam chcąc dotknąć ramienia cienia,
ale jakaś siła mi na to nie pozwala. Ponownie nie otrzymuje odpowiedzi na
zadane pytania. Cień kroczy przed siebie pewnym krokiem, otwierając stare
metalowe drzwi od magazynu. Dudnienie metalu przyprawia mnie o gęsią skórkę, a
adrenalina rośnie z każdym krokiem w stronę tajemniczego białego światełka.
„Czy właśnie tutaj umrę?” taka myśl przemyka mi przez głowę, gdy zatrzymuję się
na równi z Nieznajomą. Stoimy w cieniu nie zauważone, przez zebranych ludzi na
środku pomieszczenia.
- Czy oni nas widzą ? – pytam , a Cień rusza przed siebie,
wkraczając w krąg światła, oświetlając swoją czarną sylwetkę. Krew nadal jest
widoczna na jej ręku, a pistolet kurczowo trzymany jest w dłoni. Idę za nią,
ale w pewnym momencie zatrzymuję się, gdy dostrzegam bardzo młodą dziewczynę. Stoi
przed ciałem mężczyzny trzymając w dłoni zaciśnięty pistolet. Jej blond włosy
kaskadami opadają na szczupłe ramiona, a z niebieskich oczu tryska nienawiść.
Świat zaczyna wirować, gdy rozpoznaje w tej dziewczynie siebie.
- To tu mnie stworzyłaś – słyszę cichy szept przy moim uchu-
Stworzyłaś mnie wtedy, kiedy po raz pierwszy kogoś zabiłaś. – a ja mogę
wyobrazić sobie jak na jej bladej twarzy maluję się złowrogi uśmiech.
Dziewczyna o granatowych oczach obchodzi dookoła ciało pobitego mężczyzny,
prowadząc z nim głuchy monolog. Ona
mówi, on jęczy.
- I zapamiętaj jedno –syczy – Że przed Śmiercią nie warto
uciekać, bo ona i tak cię dopadnie. – Cień wypowiada te słowa w tym samym
czasie co Blondynka, szepcząc mi je do ucha, gdy po chwili dziewczyna z ironicznym
uśmiechem macha do faceta i rozlega się strzał. Zamykam oczy, powstrzymując
zbierające się łzy.
-Pytałaś kim jestem… - szepcze, gdy stoję z zamkniętymi
oczami, chcąc przemyśleć to co właśnie zobaczyłam – Jestem Tobą … Jestem
Śmiercią. To ty mnie stworzyłaś. – wypowiadając te słowa przykłada zimną,
zakrwawioną lufę do moich pleców – A ja Cię zniszczę …
Ostatnie co poczułam to zimne usta na moim policzu i pocisk
przebijający moje serce.”
Gwałtownie potrząsam głową, gdy zdaję sobie sprawę , że
odpłynęłam.
- Alex ? Wszystko w porządku- Pyta z przejęciem Cat, a jej
wielkie piękne oczy wpatrują się we mnie z uczuciem.
- Tak.. Tak. Wszystko w porządku – Dukam podnosząc się z
krzesła. Biegnę wzrokiem po twarzach moich przyjaciół i odsuwam siedzenie bym
mogła odejść.
- Al, Jesteś strasznie blada – dopowiada Patrick , ale nie
zwracam na to zbytnio uwagi. Gdy wychodzę ze stołówki wpadam na kogoś.
- Prze..
Przepraszam . – Uciekam wzrokiem nie patrząc nawet na jego twarz.
- Jak
chodzisz! – warczy – Alex? Powinnaś uważać – beszta mnie, ale jego twarz
łagodnieje gdy dostrzega moją
dezorientacje.
-Przepraszam,
nie widziałam Cię – mówię wymijając go , ale czuję jego dłoń na moim
nadgarstku. Nie patrzę nawet na jego ,
błagając Boga, by dał mi odejść.
- Co się
stało? – pyta ostrym tonem, oczekując natychmiastowej odpowiedzi. Wzruszam
ramionami, ale gdy to robię, jego spojrzenie ciemnieje . Wzdycha wyraźnie
podirytowany – No przecież kurwa widzę, że coś się stało ! Mów ! – wzmacnia
uścisk na moim nadgarstku, a ja walczę, że sobą, aby go nie uderzyć. Gdy nie
odpowiadam, ciągnie mnie do jednego z ślepych korytarzy i przygwożdża do
ściany.
- Jeżeli nie
otrzymam odpowiedzi w przeciągu trzech sekund, nie ręczę za siebie! – syczy
przez zaciśnięte zęby.
-Chce
anulować zakład – mówię na jednym wydechu, patrząc w jego czarne jak nicość
oczy.
- Żartujesz ,
prawda? – odsuwa się ode mnie, odwracając plecami, ale chwile potem zostaje
przyciągnięta do ściany naprzeciwko. – Co to ma kurwa znaczyć ze go
„anulujesz”? Nie tak się umawialiśmy Jackson – mruży oczy świdrując wzrokiem
moją twarz. „Gdyby oczy mogły zabić, była bym już martwa” Poucza mnie moja
irytująca podświadomość .
- To nie ma
sensu Justin – mówię, próbując poluźnić uścisk na szyi. On prycha tylko
pogardą, uśmiechając się sarkastycznie
- Justin to
nie ma sensu – piszczy jak mała dziewczynka – No ile razy twoje fałszywe
usteczka będą to mówiły, Jackson ? No ile?! – krzyczy przerzucając nas na
kolejną ścianę. Uderzam głową w ścianę, co powoduję moje sekundowe zamroczenie.
Jego na chwile przestaje być mroczny, ale powraca ze zdwojoną siłą.
W jego oczach
widzę nieznaną mi emocję, coś na rodzaj żalu, smutku i braku miłości, ale nie
jest to z żadna z wymienionych. Gryzę się w język, by nie powiedzieć jednego
słowa za dużo. Zbieram całą swoją siłę, aby go odepchnąć.
- Wybacz mi
że uraziłam twoje jebane ego lub co kolwiek innego, ale jeżeli nie rozumiesz
zrozumieć słowa „anulować” – robię w powietrzu cudzysłów i kontynuuje – To
radzę zajrzeć do pieprzonego słownika
i nauczyć się jego
znaczenia. Chyba, że twoja tępa główka
nie jest w stanie przyswoić sobie 4 zdań, to wybacz, ale nie mamy o czym
rozmawiać – syczę stojąc przed nim , gdy on dotyka plecami ściany. Patrzy na
mnie obojętnie, nie przejmując się moimi słowami . Nagle na jego twarzy
przemyka cień tego samego złowrogiego uśmiechu co w śnie.
- Gubisz się
w tym czego chcesz, Alexandro. Na twoim miejscu Jan radził bym uważać z kim
zaczynasz i pamiętać kto cię stworzył i przygarnął gdy byłaś nic nie wartą
dziewczynką o złotawych włosach, pragnącą zemścić się na wszystkich za śmierć
swojej siostry. – na chwile milknie, tylko po to aby przybliżyć twarz do mojego
ucha – Radziłbym uważać, gdzie zapuszczasz się w nocy, bo twojej pięknej główce
może się coś stać – szepcze
Spoglądam na
niego ze zdziwieniem. Patrzę na twarz, na czarne jak węgiel oczy, na ten
uśmiech zabójcy. Cofam się o krok w tył .
- Pieprz się,
Bieber ! – fukam, mrużąc oczy.
- Z Tobą
zawsze , Shawty ! – mruczy, a ja nie wytrzymuję, podnoszę plecak z ziemi i
szybkim krokiem opuszczam budynek szkoły.
*
Ten cholerny
telefon nie przestawał dzwonić od godziny, przeszkadzając mi na zebranie się do
kupy. Nie wytrzymując , złapałam za urządzenie i silnym ruchem cisnęłam nim o
ścianę, na której zostawił małe wgniecenie.
Poderwałam się z kanapy ukradkiem zerkając na zegarek wiszący na
ścianie. Wskazywał dwanaście po północy. Zakładając kaptur na głowę, wyszłam z
domu. Szłam ciemną ulicą , gdy przypomniałam sobie jego słowa : „Radziłbym
uważać, gdzie zapuszczasz się w nocy, bo twojej pięknej główce może się coś
stać” . Pieprzony drań. Zaciągając kaptur bardziej na głowę, przyspieszyłam
kroku. Po dwudziestu minutach znajdowałam się pod starym murem z cegły.
Rozglądając się na boki podeszłam do
jednego z trzech chłopaków . Obdarzył mnie uśmieszkiem, który
natychmiast znikł z jego czarnej twarzy. Z kieszeni wyciągnął małą paczuszkę z
białym proszkiem, wręczając mi ją do dłoni z trzymanym przeze mnie banknotem.
Sprawnym ruchem pochwyciłam kokainę i jak gdyby nigdy nic, odwróciłam się na
pięcie i ruszyłam w swoją stronę. Szłam pustym chodnikiem, gdy głuchą cisze
przerwał krzyk. Podniosłam wzrok na dom po prawej stronie. Przetwarzając informacje obróciłam się twarzą
do domu. Wciągnęłam gwałtownie powietrzę, gdy okazało się , że stoję przed
domem Cat.
***
Witam was serdecznie po strasznie długiej przerwie.
Wiem, że rozdział nie jest za długi, ale jak na razie musi wam to wystarczyć, ponieważ nie jestem w stanie napisać więcej.
Jak pewnie zauważyliście nazwa ff uległa zmianie z "Don't go baby" na "Your nightmare" ponieważ również zmianie uległa fabuła w mojej głowie.
Oczywiście nadal bedzie to ff o J-lex, ale ich losy potoczą się inaczej niż zakładałam na początku.
Mam do was ważne pytanie...
CZY KTOŚ Z CZYTAJĄCYCH POTRAFI I ZECHCE WYKONAĆ ZWIASTUN TEGO FF?
W ZAKŁADCE Z " *" BĘDZIECIE MOGLI ZGŁOSIĆ SIĘ DO MNIE.
Zapraszam was również do zakładki INFORMOWANI, gdzie możecie podawać swoje usery lub linki do ask'a a ja bede informować was o nowych rozdziałach
I ostatnia sprawa .. ( wiem przynudzam)
Czy pomysł z założeniem Twitter'a o tym opowiadaniu, jest dobrym pomysłem. Chciałabym tam umieszczać spojlery nowych opowiadań, chyba że wolicie, abym umieszczała je po prostu jako nowe posty na blogspocie ?
Z niecierpliwością czekam na wasze odpowiedzi i całuję xx
DO NASTĘPNEGO xxx