wtorek, 29 kwietnia 2014

Wybaczycie mi?

Hej :)
Przepraszam, że jeszcze nie dodałam nowego rozdziału , ale jest to spowodowane moim stanem zdrowia.
Nie będę mówić, co mi dolega , ale mam nadzieje, że nic poważnego.
Mam nadzieje, że zdołam dodać nowy rozdział w majówkę. A jeżeli nie to dodam ( lub postaram się ) jak najszybciej po długim weekendzie . Kocham was :* i mam nadzieje, że ktoś to czyta, bo coraz częściej zastanawiam się , czy nie zakończyć mojej przygody z Blogiem i opowiadaniem .
 KOCHAM ♥

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 6

Parkując samochód Justin’a na moim podjeździe, wysiadłam z niego bawiąc się kluczykami. Miały taki śmieszny breloczek. Mała małpka trzymająca serduszko z literami „ A J” Idealnie pasujący breloczek do gangstera. Podeszłam do drzwi naciskając na klamkę. Drzwi były zamknięte, więc zaczęłam szukać kluczy po kieszeni
- Kurwa – mruknęłam nie mogąc ich znaleźć. Mama albo spało albo była już w pracy. To i tak nie zmieniało faktu, że nie mogę dostać się do domu. Zaczęłam zastanawiać się, jak tam wejść , gdy naglę dostałam olśnienia. „ Okno” Wyszłam  spod daszku i spojrzałam na moje okno. Było uchylone. Przeleciałam wzrokiem po budynku, spoglądając na garaż. Tam było najniżej. Oddalając się od domu, wzięłam duży rozbieg i odbiłam się od śmietnika, który stało pod ścianą. Bez problemu wskoczyłam na dach, a potem weszłam przez okno do pokoju. „ Alex, od dzisiaj zawsze zabieraj ze sobą klucze” Odkładając telefon na łóżko, rozebrałam się i położyłam się. Dużo rozmyślałam nad wszystkim. Znowu mam kogoś zabić, ale z tym akurat nie miałam problemu. Tym problemem był Justin. Coraz częściej o nim myślę… Boże ten frajer znowu namieszał mi w głowie jakimiś słodkimi uśmieszkami. „Musisz się OGARNĄĆ” Nagle mój telefon zawibrował. Leniwie podniosłam go, odblokowałam ekran i sprawdziłam wiadomość
Od Nieznany
Mam nadzieje, że mój samochód nie ucierpiał. I że się nie rozmyśliłaś, Piękna?
Czytając SMS-a lekko się uśmiechnęłam. Nie ma nic ważniejszego, niż jego auto. Cały Justin. Nic nie odpisałam, po prostu zablokowałam iPhon’a , wkładając ręce pod poduszkę, zasnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca, które świeciły mi prosto w oczy. Przetarłam dłonią twarz i w żółwim tempie poszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę, przenosząc wzrok na moje odbicie w lustrze.
- No to co? Dzisiaj kończymy osiemnaście. – powiedziałam do siebie, sama sobie posyłając smutny uśmiech. Obmyłam twarz zimną wodą i umyłam zęby. Spojrzałam ostatni raz w lustro po czym wyszłam z łazienki. Zeszłam do kuchni. W domu nikogo nie było, a mama poszła najwidoczniej do pracy lub na zakupy. Ale chyba było za wcześnie. Spojrzałam na zegarek stojący obok telewizora. Była 12.00.  Tak naprawdę wczesna pora dla osoby lubiącej spać. Posłałam sobie głupi uśmieszek i podeszłam do lodówki wsadzając do niej głowę w poszukiwaniu, czegoś do zjedzenia , ale nic nie znalazłam. Z powrotem wróciłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku , kładąc laptopa na kolanach i zaczynając szperać po Internecie. Sprawdziłam swojego Twitter’a, zaczynając czytać wiadomości. Pełno życzeń i innych dupereli.  Po pokoju rozbiegł się dźwięk mojego telefonu. Wzięłam go do ręki i przeciągnęłam po zielonej słuchawce.
- Halo?
- Wszystkiego Najlepszego! – krzyknęła Cat. Kochana , pamiętała.
- haha.. Dzięki- zaśmiałam się do słuchawki
- To jakie plany na dzisiaj? Ostry melanż czy mega imprezka- Cat śmiałą się swoim słodkim głosikiem
- ehhh… Siedzenie w domu i spanie – oznajmiłam bez przekonania
- No chyba Cię coś boli. Masz zamiar przespać swoje urodziny?! Zabawimy się. Będzię świetnie. Zobaczysz!- zawołała podekscytowana. Nie mogłam jej odmówić, bo za bardzo nakręciła.
- No dobra, niech Ci będzie. Tylko o której ?- spytałam ostatecznie.
- 21 klub „The Night”
- Okej. Ubiorę się w dresy i możemy iść.
- W dresy?! – wykrzyknęła na co ja parsknęłam śmiechem. Nie raz wywinęłam jej taki numer, a jej mina w takich sytuacjach była bezcenna.
- Spróbuj ubrać dresy, a całą imprezę przesiedzisz w bieliźnie- poinformowała mnie ostrym tonem.
- Oczywiście, Już się boje – zaśmiałam się, żegnając się i rozłączając. Szalona Cat, ale i tak kocham ją jak siostrę. Nie zdążyłam odłożyć telefonu, gdy znowu zaczął wibrować. Sms.
- Kurwa, co im się nagle zachciało dnia, porozmawiaj z Alex – mruknęłam pod nosem, otwierając wiadomość, znaczy pierwszą z nich, bo  w tym czasie przyszła już chyba z 5.

Od Katy
Wszystkiego Najlepszego, kochana :*

Od Toby
Najlepszego Stara

Od Emilli
Jak najlepszej osiemnastki. Wszystkiego Naj!

Został mi ostatni SMS. Kliknęłam na kopertę otwierając go.
Od Nieznany
Wszystkiego Najlepszego moja Śliczna. Najlepszej osiemnastki pod słońcem. I otwórz okno , bo czekam. Justin

Ja pierdole. Temu chłopakowi naprawdę się wydaje, że może tu tak po prostu przyjeżdżać? Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Oparty o maskę i założonymi rękoma na piersi stał Justin. Był ubrany cały na biało a na głowie miał full cap’a . Można powiedzieć, że wyglądał jak ideał. Potrzasnęłam głową, otwierając okno.
-Co ty tu robisz?! – krzyknęłam wychylając się przez nie i opierając się o parapet. Justin uśmiechnął się i zaczął iść w stronę domu.
- Przyjechałem złożyć Ci życzenia i zaprosić na imprezę – powiedział stojąc naprzeciw okna. On naprawdę chyba myślał, że się zgodzę. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Dzięki za życzenia – oznajmiłam posyłając mu sztuczny uśmieszek.
- A na zabawę ze mną pójdziesz? – Spojrzał krzyżując ręce na piersi.
- Pojebało? – udawałam, że nad czymś myślę – Czy pojebało?- spytałam śmiejąc się pod nosem. Nic mi nie odpowiedział tylko się uśmiechnął.
- Czyli Pojebało- odpowiedziałam sama sobie – Sory, ale mam już plany na dzisiaj. Wybacz-  zrobiłam skruszoną minę, po czym parsknęłam śmiechem
– Frajer – mruknęłam do siebie odwracając się od okna
- Słyszałem! – krzyknął z dworu.
- Bo miałeś.. –oznajmiłam wychodząc z pokoju. Zeszłam do salonu i wyłączyłam telewizor. Ten dzień, był okropnie nudny. Mój telefon zaczął wibrować. Mama
- Jop?
- Al, zacznij się szykować. Zabieram Cię na zakupy- powiedziała miłym głosem
- Dobrze – odparłam .
- Masz piętnaście minut.
- Co?!!- spytałam ale w odpowiedzi dostałam tylko dźwięk przerwanej rozmowy. Rzuciłam telefon na kanapę i pobiegłam na górę, do łazienki. Pospiesznie zaczęłam się ogarniać i szykować. Wpadłam do pokoju i otworzyłam szafę. Kompletnie nie wiedziałam w co mam się ubrać, więc chwytałam za co popadło. Wyciągnęłam z szafy spodnie z winietami nogawkami i bluzkę na ramiączkach. Z drugiej połowy szafy wyciągnęłam moją dżinsową kurtkę, zaczynając się ubierać. Spojrzałam na zegarek, który stał na szafce. Zostały mi 2 minuty. Poprawiłam jeszcze włosy i zbiegłam na dół. Wzięłam swój telefon i poszłam ubrać buty. Minuta. Ubrałam supry i już chciałam chwytać za klamkę, kiedy drzwi się otworzyły.
- Gotowa? – spytałam moja mama, trzymając w ręku kluczyki.
- Gotowa.- oznajmiłam z uśmiechem na twarzy. Ledwo co zdążyłam. Moja mamuśka nigdy się nie spóźnia, zawsze jest na czas i gdy mówi 15 minut to jest za 15 minut. Gdybym nie zdążyła , nie czekała by na mnie. Po prostu taka była. Ruszyłyśmy z podjazdu w stronę galerii handlowej. Spędziłyśmy w niej 4 godziny. Jak nazwała to moja mama były to „ zakupy urodzinowe” , na których dostawałam wszystko co chciałam. Więc było tego sporo. Przy okazji kupiłam sobie ciuchy na dzisiejszą zabawę.
Weszłam po schodach do swojego pokoju i rzuciłam torby obok łóżka. Zdjęłam nie potrzebną mi już kurtkę i usiadłam przy biurku. Jak ten czas szybko leci, przecież jeszcze nie tak dawno dopiero co tu się przeprowadziłam, a mój pierwszy dzień w szkole to były męczarnie.

„ – Witamy w Stratford high school. Jestem pani Ann Callon  I jestem tu dyrektorką. Zapraszam serdecznie.  – powiedziała z uśmiechem na twarzy. Pokazała mi szafkę i swój gabinet. Zapoznałam się z regulaminem szkoły i imionami nauczycieli. Pani Callon odprowadziła mnie pod salę lekcyjną, gdzie miałam zajęcia moja przyszła klasa. Drzwi otworzyła niska brunetka z uśmiechem na twarzy. Wprowadziła mnie do klasy i wszystkim przedstawiła. Każdy patrzył na mnie jak na idiotkę, bo miałam jako jedyna z dziewczyn ( oprócz panków) tatuaże na ciele.  Na moim lewym ramieniu znajdowały się 5 tatuaży, na prawym 3 , a za uchem 2. Tym grzecznym dziewczynką nie przyszłoby nawet do głowy aby dotknąć się igłą, a co dopiero wydziarać . Pani Smith opowiedziała trochę o klasie i przydzieliła kogoś do oprowadzenia. Cały dzień spędziłam wtedy z Patrickiem. Był równym gościem. Dowiedziałam się wielu przydatnych rzeczy oraz wiele informacji o nim i o innych. Oczywiście nie obeszło się bez wpadki u nauczyciela i sprzeczki z lalusiami ze szkoły. Szkolna gwiazdeczka Patrishia odwaliła szopkę z tym, że dla kryminału nie ma tutaj miejsca i puściła plotkę, że siedziałam w więzieniu za zabójstwo. Niestety to plotka nie była , ale wiedział o tym tylko Pax. Nazwałam go tak pieszczotliwie i zresztą tak było krócej do wołania za nim. Spodobało mi się to i do dzisiaj jest moim słodkim czarno skórym Pax’em . Wracając do Patrishi to plotkę obaliłam , a na jaw nie wyszło, że tak naprawdę było. Po jednym dniu miałam już dosyć.
- Mamo, nienawidzę tej szkoły – krzyknęłam od razu wchodząc do domu i rzucając plecak na ziemię.
- Z chęcią bym ich wszystkich zabiła- syknęłam, a moja mama tylko się uśmiechnęła”

Pierwszy dzień, a teraz będę oblewać moją osiemnastkę. Czas pierwszy raz od dłuższego czasu czas zapytać mamę o pozwolenie. Zeszłam na dół do kuchni. Mama krzątała się po niej, coś gotując. Podeszłam do niej i posłałam jej uśmiech.
- Mamuuuś – powiedziałam przedłużając to słowo.
- Słucham? – spytała podejrzliwie , jakby wiedziała co kombinuje.
- Mogę iść dzisiaj z Cat do klubu, tak jakby oblać moje urodziny? – powiedziałam robiąc słodkie oczka i uśmiechając się do niej. Na twarzy mojej mamy pojawił się wielki uśmiech.
-Wiedziałam, że coś chcesz! – oznajmiła zwycięskim tonem. Czasami zachowywała się jak małolata, a nie jak dorosła kobieta, która ma dzieci. Ale kochałam ją za to , jaka była. – Oczywiście, że możesz o od kiedy się mnie pytasz o takie rzeczy. Tylko się nie upij za bardzo – ostrzegła na końcu
- Dobrze. Dziękuję- mruknęłam przytulając ją i całując w policzek. Poszłam Z powrotem do mojego pokoju, czytając po drodze esemesa, którego  właśnie dostałam.

Od Cat
I jak? Gotowa na imprezkę? Ja nie mogę się doczekać.

Do Cat
Normalna impreza.

Wyślij. Dla mnie to był zwykły dzień , nawet pomimo tego, że miałam urodziny. Podeszłam do okna by popatrzeć co dziej się na zewnątrz. Piękna pogoda, a ja siedzę w domu jak czub. Założyłam na siebie dżinsową- skórzaną kurtkę i chwyciłam swój telefon, wsuwając go do kieszeni. W przedpokoju ubrałam supry i wyszłam. Słońce powoli zachodziło, ale było strasznie przyjemnie. Dzieciaki nadal biegały i się śmiały. To dzieciństwo tak szybko zleciało. Poczułam się troszeczkę staro. Uśmiechnęłam się sama do siebie i w tym momencie poczułam czyjąś dłoń na moim biodrze, odwróciłam się szybko. Za mną stał Justin, ubrany w dżinsową kurtkę, białą bluzkę i czarne spodnie. Na nogach miał białe supry. Zmierzyłam go wzrokiem, lekko dziwiąc się co on tu robi.
- Nie przywitasz się ze mną? – spytał z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie. – powiedziałam z irytacją w głosie.
- Najlepszego i coś dla Ciebie mam- oznajmił sięgając do tylnej kieszeni swoich spodni. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, po raz kolejny w tym dniu. W ręku trzymał małe czerwone pudełko. Wyciągnął dłoń w moją stronę przekazując mi prezent. – Mam nadzieję, że Ci się spodoba – oznajmił lekko się uśmiechając i odchodząc. Ostatni raz na niego spojrzałam przenosząc wzrok na czerwone pudełko, otrzymane przez Justin’a. Delikatnie uniosłam wieczko, a moim oczom ukazał się złoty łańcuszek z 3 malutkimi serduszkami, w każdym był diamencik. Nie wiedziałam co zrobić i co oznaczał ten prezent. Zamknęłam pudełko i wsunęłam je do kieszeni. Stałam w jednym miejscu dobre 5 minut i nie wiedziałam co zrobić. Ogarniając się ruszyłam do dalej. Zerkając na zegarek w telefonie przypomniałam sobie, że za 2 godziny mam iść z Cat na imprezę. Przyspieszyłam kroku. Wchodząc do domu moim oczom ukazała się moja mama, krzątająca się wokoło stołu. Podeszłam bliżej, gdy naglę usłyszałam gwizdki i śmiechy oraz huczne „ Wszystkiego Najlepszego!” . Koło stołu stała Cat, moja mama, mój tata, jego nowa żona Clarisa oraz jej córka Rita. Na mojej twarzy ukazało się zdziwienie. Mama podeszła do mnie złożyła mi życzenia oraz ucałowała w policzek. Te same czynności wykonali wszyscy oprócz Rity , bo ona mnie przytuliła mówiąc „ Najlepszego”. Usiedliśmy wszyscy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać, śmiać się i jeść. Byłam mile zaskoczona, ale po pół godzinie przeprosiłam wszystkich i poszłam szykować się na imprezę . Znudziło mi się to durne siedzenie , i śmianie się z żartów mojego ojca. Weszłam do pokoju, a z torby wyciągnęłam moją nową sukienkę. Była czarna, na ramiączkach, przepasana złotym paskiem w pasie. Do tego dobrałam czarne klasyczne szpilki. Poszłam do łazienki, wziąć prysznic. Ułożyłam włosy i wykonałam wszystkie nudne czynności, aby się przygotować. Nie umalowałam się, bo stwierdziłam, że tusz mi się rozmaże. Wychodząc z łazienki usłyszałam wibracje mojego iPhon’a. Sięgnęłam po telefon i odczytałam SMS-a.

Od Cat
No Stara, ja zaraz będę gotowa. Za 15 minut będę u ciebie. Nie mogę się doczekać.

Uśmiechnęłam się pod nosem wiedząc , że Cat nakręciła się na tą imprezę. Sięgnęłam jeszcze po spodnie i wyciągnęłam z nich pudełko. Otworzyłam je i zobaczyłam ten sam śliczny naszyjnik. Wyciągnęłam go i zapięłam na mojej szyi. Wyglądał naprawdę dobrze .Spojrzałam na siebie, gdy byłam już ubrana.
- Młoda bogini – pomyślałam zachwalając swój strój i to jak wyglądam. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam i otworzyłam je.
- No hej sta.. – powiedziała Cat, zacinając się i uważnie mi się przyglądając – Wyglądasz zajebiście. – oznajmiła wyrzucając ręce przed siebie,

- Ty też sis. – uśmiechnęłam się patrząc na jej turkusową sukienkę. Zamknęłam drzwi i udałyśmy się do taksówki, a potem prosto do klubu.  
***
Hej. Taki 6 rozdział z którego nie jestem zadowolona. Cóż powiedzieć. Nie komentujecie więc najwyraźniej nie czytacie. Smuteg. Prosze o komentarz, bo wtedy wiem, że jesteście. 
CZYTASZ= KOMENTUJESZ I POJAWIA SIĘ NOWY ROZDZIAŁ
to jak 5 komentarzy i nowy rozdział 
BelieberEver699 

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 5

Z niedowierzaniem popatrzyłam na całą czwórkę stojącą przede mną.
- Co masz na myśli, mówiąc, że „jestem waszą ostatnią nadzieją” ? – zapytałam z oburzeniem. Nie zamierzałam tu w ogóle przyjeżdżać i żałuję, że się na to zgodziłam.
- Alex, mamy kłopoty.- zaczął Max – inne gangi chcą nas pozbawić wszystkiego. To ciągnie się odkąd odeszłaś, bo wiedzieli , ze byłaś naszą  największą i najcenniejsza bronią w tej walce. Wiec wszyscy zaczęli wykorzystywać moment, a sam Justin nie da im rady w pojedynkę . – mój wzrok przeniósł się na Justin’a , siedzącego na kanapie i tępo patrzącego się na Max’a. Czyżby pan Bieber był za słaby i przecież są jeszcze oni, wiec po co ja jestem mi potrzebna. „ Frajerzy” pomyślałam, ale z zmyśleń wyrwał mnie Dann.
- Musisz nam  pomóc. Bez Ciebie nie damy sobie rady. – oznajmił błagalnym tonem, a ja nadal nie wiedziałam, co mam zrobić. Miałam wrócić do gangu i zawieść moją mamę? Przecież obiecałam jej, gdy umarła Sam, że więcej się w to nie wpakuje. Ale nie miałam innego wyjścia.
- Co mam zrobić ?-  głośno westchnęłam.
- Musimy pozbyć się jednego z gangów.- rozpoczął Justin – Trzeba zlikwidować Snaps, a potem będzie z górki.
Zaczęłam się zastanawiać, po co ja jestem im potrzebna. Przecież  Snaps to jedno wielkie gówno, pięciu facetów , którzy myślą, że mają coś do gadania. Nie pierwszy raz spotkałam się z tym gangiem.  
- Zawsze mieli do ciebie respekt. Nigdy nie odważyli ci się sprzeciwić. Pamiętasz? – John podszedł bliżej mnie i położył swoją dłoń na moim ramieniu. Patrzyłam na nich z niedowierzaniem. The Lords potrzebują pomocy.. Mojej pomocy.
- Macie jakieś plany, akcje związane  z nimi? – spytałam, chcąc dowiedzieć się w czym mam brać udział.
-Wszystko jest już zaplanowane. Mamy z nimi spotkanie o 23 w starym magazynie na obrzeżach miasta. Chcą z nami pogadać o jakiś interesach. – oznajmił mi Jus, wstając z kanapy i chodząc po pokoju. – Ale nadal nie wiemy czy jesteś z nami? – jego wzrok padł na mnie, a oczy wszystkich błagały mnie, abym się zgodziła.
- Tsaa.. Dobra niech będzie. – oznajmiłam, a na ich twarzach ukazały się wielkie uśmiechy.
- Serio?! – zapytali z niedowierzaniem Max i Dann.
- Nie, kurwa na niby.- powiedziałam z irytacją. Parsknęliśmy śmiechem i zaczęliśmy mawiać plany. Justin odwiózł mnie do domu, umawiając się ze mną na wyznaczoną godzinę.
Weszłam do domu i zobaczyłam moja mamę, siedzącą na kanapie.
- Hej mamo! – powiedziałam z uśmiechem.
- Hej kochanie. Jak ci minął dzień? – spytała z troską. Gdybym miała być szczera, to dawno by mnie zabiła za słownictwo.
- Ah… może być. A tobie jak minął dzień? – podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej sok. Napiłam się z butelki i usiadłam obok mamy na kanapie.
- Jak zawsze. A gdzie byłaś? – zachłysnęłam się sokiem, gdy o to spytała. Głośno kaszląc poczułam jak moja mama, uderza ręką o moje plecy.
- Spokojnie- powiedziała , gdy powoli dochodziłam do siebie.
- Dlaczego w ogóle o to pytasz? – spytałam troszeczkę podirytowana. Przecież  nigdy nie pytała gdzie i z kim idę. – Byłam się przejść. – odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie
- Tylko pytam. Nie mogę wiedzieć, co robi moja córka? I właśnie tata dzwonił. – oznajmiła
- Tak? Fajnie, ale jakoś mnie to nie interesuję. – syknęłam, wstając z kanapy i kierując się w stronę schodów.
- Dzwonił, żeby ci złożyć życzenia, bo jutro wyjeżdża i nie będzie mógł.
Tsa, jutro kończyłam to pieprzone 18 lat. Ale szczerze mówiąc, jakoś mnie to nie obchodziło.
- Ehem. – mruknęłam, wchodząc po schodach do mojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. Zadręczałam się pytaniami: Co jeżeli coś pójdzie nie tak? Albo To pułapka?. Rozmyślając nad wszystkim, nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.
*
Budząc się chwyciłam za telefon i przejeżdżając ręką po twarzy, sprawdziłam godzinę . 22:25 . Nie chciało mi się wstawać, nie chciało mi się nic . Wyczołgałam się z łóżka i poszłam do łazienki, się „ogarnąć’’. Wchodząc z powrotem do pokoju, podeszłam do mojej szafy i zaczęłam wyjmować z niej ciuchy. Wyjęłam z niej czarną bluzę oraz czarną bluzkę. Nie miałam ochoty ubierać się na „kolorowo”, więc spodnie również wybrałam czarne.  Wciągnęłam na siebie rurki i zeszłam na dół chowając do kieszeni iPhon’a . Założyłam na nogi czarne vansy , wychodząc po cichu z domu. Zamykając drzwi założyłam na głowę kaptur. Przed moim domem czekał już Justin, wiec do niego podeszłam.
- I jak gotowa? – spytał z uśmiechem na twarzy.
- Na co mam być gotowa? – syknęłam oschle- Nie robię tego pierwszy raz.- oznajmiłam kierując się w stronę drzwi pasażera. Usiadłam na wygodnym fotelu, zapinając pas. Justin również zdążył wsiąść i zapiąć swój pas. Wsuwając klucz do stacyjki, chłopak odpalił samochód i ruszył. Ogarnęła nas cisza, w której zorientowałam się, że nie ma z nami chłopów.
- Gdzie są chłopacy? – spytałam nie odrywając wzroku od przedniej szyby.
- Będą czekać na miejscu. – oznajmił posyłając mi lekki uśmieszek.
 Czemu on tak ślicznie się uśmiechał? Nie można było powiedzieć, że nie był przystojny.. Co ja się będę okłamywać. Był ideałem. Jego kasztanowe włosy były postawione na żel, a na głowie miał full cup’a . Ubrany był w skórę i białą bluzkę. Spodnie opuszczone miał nisko, tak że krok znajdował się w kolanach i na nogach białe supry. Przejechałam po nim wzrokiem, orientując się ze dojechaliśmy. 
„ Czy ja naprawdę myślałam o nim przez 20 minut?” Wysiadłam z samochodu podziwiając widoki zadupia. Justin zamknął samochód i podszedł do mnie.
- To idziemy – szepnął mi do ucha  wyciągając rękę w moją stronę. Na jego dłoni spoczywała moja ukochana zabawka. Najlepszy model pistoletu z wygrawerowanym po lewej stronie moim imieniem. Wydałam na niego kupę forsy. Ale było warto, bo zawsze trafiał. Wzięłam do ręki pistolet i popatrzyłam na Justina, jak dziecko, które właśnie dostało swoją ulubioną czekoladę, o którą błagało.
- Jeszcze go masz? – spytałam niskim głosem.
- Jasne. Uważasz, że wyrzucił bym takie cacko. Nie po to tyle na niego wydałem.- zaśmiał się pod nosem. W sumie mówiąc miał rację, bo ja dałam zaledwie 2% tego ile kosztował ten pistolet, ale było to dużo. Dostałam go od Jus’a na 16 urodziny. Cieszyłam się jak dziecko, bo zawsze chciałam taki mieć. Dziękując mu za pistolet, odwróciłam się w stronę chłopaków, który właśnie do nas podeszli.
- I jak gotowi? – spytał John.
- Ja pierdole.- syknęłam pod nosem, obracając się na pięcie w stronę drzwi magazynu. Justin zaśmiał się pod nosem, bo wiedział o co mi chodzi. John ze zdziwieniem spojrzał na chłopaka.
- Co ja powiedziałem? – zapytał z ciekawością. Jus uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu. Stojąc przed drzwiami, czekałam aż dojdą do mnie John i Justin.
- Dann i Max będą w pogotowiu. – oznajmił mi Jus. Kiwnęłam głową rozumiejąc co ma na myśli i otworzyłam drzwi. W środku było pusto, a jedynym źródłem światła był księżyc, wpadający przez rozbite okna magazynu. Weszliśmy kawałek dalej, a za rogu wyszedł pierwszy z nich. Miał spuszczoną głowę i mnie nie zauważył.
- No witam, witam.- syknął podnosząc głowę. Momentalnie stanął wgapiając się we mnie. Na mojej twarzy pojawił się zwycięski uśmieszek, zresztą tak jak na twarzy Justin’a. Nie spodziewał się tego. Za kolejnej skrzyni stojącej tam, wyszedł kolejny.
- O kto do nas wpadł – syknął z ironią
- O Leston. Jak miło widzieć – powiedziałam z sarkazmem – Chętnie bym się z tobą przywitała, ale wiesz.. Nie chce brudzić sobie rączek- posłałam mu zadziorny uśmieszek. Powoli budziła się we  mnie ta zimna Alex, która zabijała tą dobrą.
- Skąd ją wytrzasnąłeś Bieber ? – podszedł bliżej nas.
- Mam swoje sposoby – mruknął posyłając mu zabójcze spojrzenie. – Ale nie przyszliśmy gadać tu o tym. Mamy inne sprawy – dodał już lekko podirytowany.
- Masz racje. Mamy dla was interes. – Leston spojrzał na Justina. – i dobrze, że mamy towarzystwo.- Wskazał na drzwi, z których wyszło jeszcze 3 chłopaków . Nie wiedziałam co robić. Kurwa co oni planowali?. Spojrzałam na Justin’a kątem oka. Chłopak nie okazywał żadnych emocji, zresztą tak samo jak ja.
- Czujesz się samotny, że zaprosiłeś kolegów? – syknęłam krzyżując ręce na piersiach. Chłopak nie ogarnął o co chodziło, ale było to zrozumiałe. Nie był zbyt rozgarnięty.
- Przewóz. – powiedział Leston.
- Że co? – parsknęłam śmiechem. – Interesy jak pięcioletni chłopcy – ich wzrok przeniósł się na mnie, a Justin posłał mi swój zabójczo słodki uśmiech. On był NAPRAWDĘ przystojny. Skupiając się na interesach, podeszłam bliżej Leston’a. Objęłam go za ramię i przyciągnęłam bliżej siebie.
- To mają być interesy? – szepnęłam mu do ucha. Najwyraźniej nie wiedział co zrobić. Zawszę wiedziałam, że mu się podobałam, a teraz… Mogłam śmiało powiedzieć , że byłam jak młoda bogini.
- Wiesz jak tego nie lubię.- przybliżyłam się jeszcze bliżej niego. Wszyscy spoglądali na nas, a on po prostu mi ulegał. Znowu kątem oka spojrzałam na Justin’a. Był dumny. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przyglądał się moim poczynaniom.
- No to jak? – mruknęłam mu do ucha, ocierając je swoim nosem. Wymiękał. Byłam pewna, że zgodzi się na wszystko co zechce. Zawszę się zgadzał.
- Dobrze – w końcu wymamrotał i spuścił głowę.
- I właśnie to chciałam usłyszeć. – powiedziałam, odsuwając się od niego przodem do chłopaków ze Snaps. Jeden z nich wyszedł do przodu, ściągając kaptur z głowy.
- A co powiesz na wyrównanie rachunków? – zwrócił się do mnie.
- Kogo mam zabić? – spytałam prosto z mostu. Jeżeli to miało być wyzwanie to mogę robić to codziennie.  Nie wyszło im troszeczkę z tym pomysłem, albo nie wiedzieli, że mają do czynienia z Alex Jackson.
- Stefano Verdie. Szef jednego z gangów, który jest winien nam kasę. – oznajmił mi chłopak. Kojarzyłam, kto to był i w sumie mówiąc, dla mnie już nie żył.
- Ile? – spytał Justin zniecierpliwiony
- 90- powiedział Leston.
- Za słabo mnie cenisz. – uśmiechnęłam  się zadziornie.
- 95 – mruknął  zniechęceniem.
- A tak dorzucił byś jeszcze coś od siebie. – popatrzyłam na niego oblizując dolna wargę. Znałam jego, każdy słaby punkt i z łatwością potrafiłam nim manipulować.
- 100 ? – zapytał z nadzieją, że skończyłam się targować .
- Eh.. No dobra – powiedziałam odwracając się do niego plecami – Niedługo powinno go nie być. Za miesiąc, a może za 2 tygodnie… Zobaczę – powiedziałam udając, że nad czymś myślę.
- 140 – mruknął Leston. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, odwróciłam się w jego stronę.
- Do końca tygodnia powinno być po nim. – powiedziałam
- Mam nadzieje. – mruknął Leston lekko zawiedziony , że udało  mi się wyciągnąć tyle kasy.
- Interesy z Tobą to przyjemność.- oznajmiłam i udałam się do wyjścia. Zamykając drzwi usłyszałam, jak reszta zaczyna wydzierać się na chłopaka za tyle kasy. A mnie rozpierała duma, że jeszcze nie wyszłam z wprawy. Rozbawieni, udaliśmy się w stronę samochodów chłopaków.
- Co tak długo ? – spytali równocześnie Max i Dann.
- Chyba dla 140 tysięcy dolarów  było warto – powiedział z uśmiechem John
- 140 ?- pisnął Dann.
- Za takiego śmiecia jak ten koleś to dużo. Z tego co wiem nie jest żadną szychą – oznajmił Jus – Podziękuj Alex – dodał wskazując wzrokiem na mnie.

- Do końca tygodnia będzie po nim – powiedziałam zabierając kluczyki od ranvera Justin’a i wsiadając na miejsce kierowcy. Odpaliłam samochód zostawiając tam chłopaków. 

 Hej :) 
Dodaje taki rozdział na zajączka.. Mam nadzieje, że się wam spodobał i przepraszam, że rozdziały są krótkie. Niedługo , może za parę dni powinien pojawić się następny rozdział. 
Życzę wszystkim udanych świąt i bogatego zająca. 
+ Czytasz = komentujesz :D 
Przepraszam za wszelkie błędy, ale dodaje rozdział na szybko. 
BelieberEver699

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 4

Przez resztę lekcji próbowałam nie zwracać uwagi na Justin’a. Za wszelką cenę chciałam, aby ten dzień się skończył. Minęło 10 minut, a po Sali rozbiegł się dzwonek. Wstając z miejsca, przeszłam pospiesznie obok Justin’a ze spuszczoną głową. Poczułam jego parszywy wzrok na sobie i jedyne co chciałam teraz zrobić to przywalić mu w tą „ śliczną” buśkę. Zostawiając w szafce swoje książki, zamknęłam ją i chciałam iść do drzwi, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię. Nie orientując się, że znalazłam się w zaułku, moje oczy napotkały wzrok Justin’a.
- I co kochanie tęskniłaś? – Miał łobuziarski uśmieszek, który chętnie bym zdjęła z jego twarzy.
- Za Tobą? – syknęłam z oburzeniem – Nigdy.
Wyrywając się z jego uścisku, stanęłam obok chłopaka.
- Czego chcesz Bieber? – syknęłam
- Uprzejma jak zawsze. Nie stęskniłaś się? A szkoda, bo ja bardzo- zrobił parę kroków w moją stronę. Odsuwając się napotkałam ścianę, w którą uderzyłam plecami.
- Nie masz już dokąd uciec kochanie. – uśmiechnął się.
- Odsuń się ode mnie, bo twoja piękna buśka będzie na tej ścianie.- poinformowałam go ostrym lecz cichym tonem.
- Zmieniałaś się… I to bardzo- odsunął się ode mnie i skrzyżował ręce na piersi.
- Co masz na myśli mówiąc, że się zmieniłam?
- Wyładniałaś, chociaż zawsze byłaś śliczna. Twój głos się obniżył i urosłaś. – chciał mnie dotknąć, ale się odsunęłam.
- Zabieraj te łapy- krzyknęłam- Czego  chcesz?
- Ja? Niczego- posłał mi uśmiech. – Chciałem się przywitać i powiedzieć, że tęskniłem za Tobą, skarbie.
- Nie jestem twoim skarbem i nigdy nie będę. A teraz usuń mi się z drogi, bo obiecuję, że źle się to dla ciebie skończy.- ostrzegłam, przechodząc obok niego. Ruszyłam w stronę drzwi, idąc pewnym krokiem, mijając już znajome mi twarze i przypominając sobie moje życie 2 lata temu. „ Jak ja mogłam kochać takiego palanta?” dziwiłam się sama sobie. I co miał na myśli mówiąc, że się zmieniłam. Byłam taka sama, tylko trochę starsza. Otworzyłam drzwi i udałam się w stronę mojego domu. Po drodze zamęczałam się pytaniami „ Dlaczego ja? Dlaczego akurat musiałam spotkać jego??”
Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę, wyciągając z niej Kinder Milk Sandwiches. Usiadłam na kanapie w salonie, nadal rozmyślając. Zjadając do końca kanapkę, zadałam sobie pytanie „ Po co on chciał ze mną gadać?” W ogóle po co ja o nim myśle.
- Alex ogarnij się.- Powtarzałam w myślach. Przebierając się w dresy, postanowiłam iść pobiegać. Wsadzając słuchawki w uszy udałam się na „ spacer” . Nie zwracając uwagi na nikogo, biegłam przed siebie. Zatrzymując się na ławce, usiadłam na niej i postanowiłam odpocząć. Nadal zadręczałam się wszystkim, gdy nagle obok mnie usiadł chłopak. Spojrzałam na niego i od razu wiedziałam, że nie będzie to miła rozmowa.
-Czego? – syknęłam nawet nie patrząc na Justin’a.
- Chciałem z Tobą pogadać.
- Naprawdę? O jak miło .. Szkoda, że ja nie chce z Tobą.
Pokręcił głową i złapał za mój podbródek, zmuszając mnie do spojrzenia na niego.Jego czekoladowe tęczówki wpatrywały się we mnie, a ja nie byłam w stanie nawet się poruszyć.
- Radze zmienić ten ton, bo pożałujesz.
- Grozisz mi?- powiedziałam z oburzeniem, wstając z ławki.
- Ja nie grożę, ja ostrzegam – zaśmiał się
- Do rzeczy Bieber, bo nie mam czasu.- syknęłam z irytacją patrząc na chłopaka.
-Wiecznie  zabiegana… hmm skąd ja to znam.- wstał i podszedł bliżej. Nasze twarze były zaledwie kilka centymetrów od siebie.- Co? Nie pamiętasz ja było nam dobrze? Jak razem zabijaliśmy tych, którzy nas skrzywdzili. Nie pamiętasz jak godzinami wtulaliśmy się w siebie i mówiliśmy te dwa słowa. Nie pamiętasz tego? – w jego głosie było słychać zawiedzenie, ale również chęć zdenerwowania mnie. To wszystko sprawiało mi ogromny ból. Przypomniał mi o wszystkim, nie pozwalając zapomnieć.
- Pamiętam.- powiedziałam oschle- Ale nie rozumiem, dlaczego do tego nawiązujesz. To przeszłość Justin i ona już nie powróci… Nigdy – oznajmiłam z pogardą, patrząc mu głęboko w oczy. – Ale nie sądzę, że przyszedłeś pogadać tu o przeszłości. Do rzeczy stary, bo czas leci.
- Mam do ciebie sprawę i radze nie odmawiać, bo skończy się to źle… Dla wszystkich.
I znowu groźby, czy ten chłopak myśli, że mnie to naprawdę ruszy. Jakby nie miał niczego więcej do roboty.
- Co to za sprawa?
- Musisz wyprać swoje brudy, które kiedyś zostawiłaś – Justin przybliżył się do mnie, a jego perfumy zaczęły mnie otulać. Było to nawet… przyjemne. Po dłuższej chwili, zrozumiałam o co mu chodzi.
- Słucham? Mam wrócić do gangu? Chyba Cię pojebało koleś..- Prawie wrzasnęłam. Go do reszty pogięło, żeby przyjść i prosić mnie,  o coś takiego
- Nie skarbie, nie pojebało.. Zwracam się do ciebie, bo kiedyś byłaś najlepsza.- jego ton głosu, zalany był szczerością. Ale ona chyba wierzył w to, że się zgodzę.
- Wybacz, ale tam ten rozdział jest zamknięty. Nie zamierzam się pakować znowu w ten syf. I tak mam przesrane, a policja nadal chce wsadzić mnie do pudła. I nie chce ryzykować czyjegoś życia- oznajmiłam, prawie cały czas kręcąc głową i machając rękoma. – Dorosłam Jus i Tobie tez radzę to zrobić- dodałam po chwili. Zniszczyłam sobie życie. On zniszczył mi życie. Justin chciał coś powiedzieć, ale ja już nie chciałam go słuchać, wiec odwróciłam się na pięcie, zostawiając go przy ławce i zmierzając do domu. Powoli znowu wszystko się sypało, a to wina jednego chłopaka, który próbuje kolejny raz zniszczyć mi życie. I co miał na myśli mówiąc, że pożałuję. Nie po to uciekłam z Nowego Jorku, żeby tu w Stratford też mieć kłopoty. Nie, to nie może być prawda. To tylko pieprzony sen i zaraz się obudzę. Dochodząc do domu, zobaczyłam 2 czarne samochody stojące na podjeździe. Podeszłam bliżej, gdy zobaczyłam chłopaka siedzącego na krawężniku. Zmierzając w stronę drzwi i nie zwracając zbytnio uwagi na resztę chłopaków, podeszłam do drzwi chcąc je otworzyć.
- Alex !- moje imię wypowiedział chłopak, siedzący na krawężniku. Odwróciłam się w jego stronę  , a chłopak z uśmiechem na twarzy podbiegł do mnie.
- Alex, jak miło Cię widzieć.
- Znamy Się?- zapytałam , ale powoli zaczynałam przypominać sobie, kim był chłopak przede mną.
- Jasne, że się znamy. Nie pamiętasz mnie? Dann… - oznajmił z przejęciem. Jeszcze tego mi brakowało. Czego oni wszyscy ode mnie chcę?
- Nie sądzę, żebyśmy się znali. – zmierzyłam go wzrokiem – Sory, ale się spieszę.
Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Zdjęłam buty, poszłam do salonu i siadając na kanapie, dopiero wtedy dotarło do mnie, że nigdy nie wydostanę się z tego bagna. Że zawsze będzie się za mną ciągnąć, cała moja przeszłość. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam nad wszystkim myśleć. Po co oni tutaj są. Po jaką cholerę, Justin chciał, abym wróciła do gangu i jeszcze Dann. Przecież wiedziałam kim jest, byliśmy w jednym gangu. Postanowiłam się jednak tym nie przejmować. Wstałam i poszłam do łazienki aby wziąć prysznic. Odkręcając wodę, zdjęłam z siebie wszystkie rzeczy i weszłam pod strumień. Kąpiel to jedyny sposób, kiedy mogłam się odstresować i zapomnieć o wszystkim, i wszystkich. Namydliłam, każdy centymetr ciała, po czym się obmyłam wodą pianę. Namydliłam szamponem moje włosy, spłukując je, nałożyłam odżywkę i jeszcze raz spłukałam, wyłączając wodę. Piętnaście minut raju. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z pomieszczenia. Podniosłam z ziemi moje dresy, a z szafy wyjęłam pierwszą lepszą bluzkę. Założyłam bieliznę i przygotowane ubrania, a następnie rzuciłam się na łóżko. I już chciałam olać wszystko i przespać się, kiedy mój iPhone za wibrował.
Od Nieznany
I jak namyśliłaś się, już co do mojej propozycji?

Skąd on w ogóle mój numer. To on pewnie przysłał Dann’a pod mój dom.
Do Nieznany
Skąd ty w ogóle masz mój numer?... I już ci powiedziałam, że nigdzie i w nic się nie mieszam.

Wyślij. Jak on mógł do mnie napisać. Teraz z chęcią zdarła bym mu uśmieszek z twarzy, który na pewno na niej miał.

Od Nieznany
Dla mnie to nie była prawidłowa odpowiedz.

Do Nieznany
Jak kurwa nie była prawidłowa?!
Miałam ochotę go po prostu uderzyć. Frajer za dychę. Wstałam z łóżka wyrzucając z dłoni telefon. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej białą bluzkę na ramiączkach, skórę z ćwiekami i parę spodni. Poszłam do łazienki i założyłam wybrane ubrania. Wypadając z łazienki, chwyciłam za swojego iPhon’a  i odebrałam wiadomość.

Od Nieznany
Nie spiesz się tak, bo nie zdążysz.

Albo mi się zdaje albo on mnie obserwuje. Podeszłam do okna w moim pokoju, które wychodziło na jezdnię. Na ulicy stał czarny ranver rover, a o maskę oparty był Justin. Zauważył mnie i gestem ręki przywitał się ze mną. Wszystko się we mnie zagotowało.
- Bezczelny frajer- mruknęłam pod nosem, wsadzając telefon do kieszeni. Zeszłam po schodach na dół, ubrałam szybko moje supry i wyszłam. Justin nadal stał oparty o maskę , przyglądając mi się. Na twarzy miał ten dziwny uśmieszek mówiący „ wiedziałem, że przyjdziesz” . Podeszłam do niego i momentalnie dostał w twarz.
- Ał. Za co?- zapytał łapiąc się za czerwone miejsce na jego twarzy.
-Za chęć do życia i miłość do ojczyzny plebsie. Co ty tu w ogóle robisz, się pytam? – syknęłam oburzona. Justin poszedł do mnie i złapał za nadgarstki.
- Jak zawsze wredna i zadziorna. Wsiadaj zabieram Cię gdzieś. – wskazał głową na samochód.
- Nigdzie z Tobą nie jadę.. – burknęłam.
- A właśnie, że jedziesz – rozkazał, uśmiechając się głupkowato.
Odsunęłam się lekko, krzyżując ręce na piersi i uśmiechając się .
- Czy mi się wydaję czy ty właśnie mi rozkazałeś?- powiedziałam zadziornie. Stał przede mną nadal uśmiechnięty i pokiwał tylko głowa. Może uznacie mnie za dziwną , ale w sumie chciałam zobaczyć, gdzie mamy jechać.- Dobra, ale nie sądź nawet, że to oznacza, że Cię polubiłam. Nadal Cię nienawidzę, mój Drogi.
Podeszłam do drzwi i wsiadłam na miejsce pasażera. Justin stał jeszcze chwilę przed autem i posłał mi tylko jeden z jego słodkich uśmiechów. Wsiadł do samochodu, odpalił go i ruszył
- Gdzie tak w ogóle jedziemy?- spytałam zaciekawiona.
- Zobaczysz – na chwile oderwał wzrok od drogi i przeniósł go na mnie, uśmiechając się.
- To żeś mi powiedział stary. – oznajmiłam z sarkazmem. Nastała chwilowa cisza, ale przerwał ją nasz śmiech. Po 20 minutach dojechaliśmy do jakiegoś wielkiego domu. Wysiadłam z samochodu i popatrzyłam na budynek, zastanawiając się po co mnie tu przywiózł i do kogo należy ten dom. Jus pociągnął mnie za łokieć.
- Chodź- powiedział i zaczął mnie ciągnąć, jakby był jakimś dzieckiem i chciał lizaka. Idąc za nim, otworzył mi drzwi i puścił przodem. Wchodząc do środka, zobaczyłam 3 chłopaków siedzących na kanapie z nogami na stoliku. Jednym z nich był Dann. Ich wzrok od razu przeniósł się na mnie. Wytrzeszczyli oczy, a ich usta były otwarte ze zdziwienia. Justin stał za mną, nadal się uśmiechając, a ja nie wiedziałam co powinnam zrobić.
- Alex..- powiedział niepewnie jeden z nich. Cała trójka wstała w jednym momencie i podeszła do mnie, rzucając mi się na szyje, każdy po kolei.
- Nie wierze.. To naprawdę ty? – powiedział z niedowierzaniem  John.
- Tsaa.. Stu procentowa ja – zaśmiałam się.
- Co ty tu robisz? – odezwał się Max.
- Sama nie wiem. Zapytaj Justin’a -  Jus przyglądał nam się, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Podszedł teraz bliżej trójki, spojrzał na nich, a oni wiedzieli o co mu chodziło. Justin odwrócił się lekko w moją stronę , a jego twarz spoważniała. Wypuścił głośno powietrze i szepnął.

- Jesteś naszą ostatnią nadzieją. 

Hej ..
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Dodaje go na szybko wiec jeżeli znajdziecie jakiś błąd.. To przepraszam... Akcja się rozkręca i będzie dużo ciekawiej. 
+ Zapraszam do komentowania po przeczytaniu. :) 
Najbliższy rozdział będzie już niedługo. :) 
BelieberEver699 ♥

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 3

Perspektywa Alex

Wchodząc do klasy zauważyłam panią Callon siedzącą przy biurku .
- O Alex! Zapraszam.- wskazała krzesło i ławkę przed sobą. Posłusznie usiadłam na wyznaczonym miejscu i czekałam aż dyrektorka skończy pisać coś na kartce.
- Chciałam z Tobą porozmawiać o nowym uczniu
- Tak słucham.. – powiedziałam zaciekawiona.
- Bieber jest z Twojego miasta.
- Tak, a co ma to wspólnego ze mną? – Spytałam ironicznie, nie wiedząc co ma na myśli.
- Wiem, że miałaś problemy z policja i gangami. Wiem wiele informacji na Twój temat Jackson. Sprawdziliśmy Cię dokładnie.
- Ale nadal nie wiem o co pani chodzi, pani Callon – syknęłam zastanawiając się nadal co mam wspólnego z tym uczniem
- Justin też był zamieszane w podobne konflikty, co ty i mam do ciebie prośbę.
- Słucham? – oznajmiłam pytająco, a na moją twarz wkradł się łobuziarski uśmiech.
- Będziesz go pilnować?
-  Że co? – powiedziałam oburzona- Mam niańczyć jakiegoś frajera. Przecież Kortez się nim zajmuję.
- Kortez go tylko oprowadza- powiedziała ostrym tonem- A ty masz go mieć na oku, bo..
- Bo co? Wyrzuci mnie pani z tej pieprzonej budy? – syknęłam oburzona jej rozkazem
- Słownictwo Jackson – ostrzegła
- Pieprzyć to – krzyknęłam sarkastycznie
- Ale z tobą będzie bezpieczny, nie bez powodu mówię to Tobie i również nie bez przyczyny wybrałam Patricka , aby się nim zajął. A teraz mniej go na oku i nie rzucaj się tak bo pożałujesz.
„ Pieprzona suka” pomyślałam. Dlaczego to właśnie ja musiałam go pilnować. Ten dzień nie mógł być lepszy. Zdenerwowana wyszłam z klasy i udałam się do Sali do historii.
- Ej Stara – ktoś dotknął mnie w ramie. Odwróciłam się i zobaczyłam Cat.
- Hej Sis. Co tam?- powiedziałam serdecznie.
- I jak z .. no wiesz?
- Chodzi Ci o Bieber’a ? Wole o tym nie mówić.
-Dlaczego?- spytała z troską, w jej oczach było również widać ciekawość.
- Sory, ale mam do pilnować żeby nic nie odwalił, jakby był jakimś pieprzonym dzieciakiem. – wyrzuciłam ręce w powietrze z oburzenia - Obserwować ale nie rozmawiać. – dodałam po chwili.
- Czemu nie rozmawiać?- powiedziała z za ciekawieniem
- nie wiem, ale ja nie zamierzam sama z siebie z nim rozmawiać.
- Ale on..
- I co z tego Cat?! – wrzasnęłam na nią już podirytowana całą sytuacją. – Nie obchodzi mnie on. Nic co dotyczy niego mnie nie obchodzi.
- Kochałaś go.. – zawahała się, a w jej oczy zaszkliły się. Była bardzo wrażliwą dziewczyną o czerwonawych włosach i ślicznych brązowych oczach.
- Cat jak zauważyłaś kochałam go, ale teraz nienawidzę. Przez niego.. a raczej przeze mnie- powiedziałam drżącym głosem powoli odnawiając wspomnienia. – Sama wpakowałam się w to bagno.. Przeze mnie nie żyje moja siostra Cat.
- Nie przez Ciebie, już ci to mówiłam- Dziewczyna złapała mnie za nadgarstek – nie możesz się obwiniać.
- Sam nie żyje i to jest tylko moja i jego wina.
- Nie prawda – krzyknęła jak mała dziewczynka kłócąca się o to która lalka jest lepsza.
- Przestań Cat, bo jesteś żałosna – Wyrwałam się z jej uścisku, przechodząc obok i nie zwracając uwagi na to , że mnie wołała udałam się do klasy. „ Chcę o tym zapomnieć „ próbowałam się opanować. Gdybym miała w pobliżu jaki kol wiek przedmiot, którym mogła bym rzucić, rozbił by się już pewnie na milion kawałeczków. Usiadłam w ławce i czekałam , aż zadzwoni dzwonek.

„ – Sam! – krzyknęłam podbiegając do leżącej na ulicy dziewczyny. Jej czarne włosy zakryły jej twarz, a krwawiąca rana po kuli rzucała się w oczy.
-Sam! Proszę nie umieraj! Musisz zostać ze mną. Błagam! – powtarzałam nieustannie głaszcząc ją po policzku.
- Al- szepnęła ledwo otwierając usta – Kocham Cię siostro
- Ja też Cie kocham siostrzyczko. Błagam nie możesz umrzeć.- złapałam jej dłoń i ścisnęłam delikatnie. Jej oczy powoli się zamykały, a twarz robiła się bledsza. „
Ona odchodziła i to wszystko przeze mnie.
„ – Alex ! – dobiegł mnie głos Justin’a
- Zostaw mnie ! – wykrzyknęłam z zachrypniętym głosem.
- Alex.. Ona- jego wzrok przeniósł się na zakrwawioną dziewczynę leżącą na moich kolanach. Podszedł bliżej, obejmując mnie i wycierając moje łzy, które jak rzeka spływały po moich policzkach.
- Dlaczego? – szepnęłam mu w pierś – Dlaczego ona? !
- To nie twoja wina skarbie. – powiedział głaszcząc moja głowę. Momentalnie się odsunęłam patrząc na niego jak na idiotę.
- Jak to nie moja- krzyknęłam – Moja siostra nie żyje ! I to wyłącznie moja wina!.
- Nie możesz się obwiniać.- powiedział a ja odsunęłam się jeszcze dalej od niego.
- Nienawidzę Cię. Gdyby nie ty i twoje pieprzone interesy, w które mnie wciągnąłeś, to by się nigdy nie wydarzyło. – wykrzyczałam mu w twarz ze łzami w oczach. – Gdyby nie ty, to Sam by żyła, moi rodzice by się nie rozwiedli, a ja nie trafiła bym do pierdla za morderstwo jakiegoś gangstera, którego kazałeś mi zlikwidować..
- Sama chciałaś – powiedział z uśmiechem. I właśnie w tym momencie go znienawidziłam. Ostatni raz popatrzyłam mu w oczy i odwracając się, odeszłam znikając z jego życia.”

Po klasie rozbiegł się dźwięk dzwonka , a uczniowie weszli do klasy. Pani Stone była jedną  z lepszych nauczycielek w tej szkole. Można powiedzieć, że bardzo ja lubiłam i zazwyczaj słuchałam tego co mówiła podczas zajęć. Dzisiaj chciałam jak najszybciej zakończyć ten pieprzony dzień. Rozglądałam się po klasie, szukając czegoś co dało by mi natchnienie do napisania notatki. Ale w głowie nadal miałam dzisiejszą rozmowę z Cat, która nie pozwalała mi funkcjonować. Zapisałam coś w zeszycie. Coś co cholernie nie miało sensu.
„ W XVI w. , w czasie renesansu rycerze podbijali starożytny Rzym”


- Co? Co to w ogóle jest?! – pomyślałam po przeczytaniu. Skreśliłam napisane przeze mnie zdanie, podnosząc wzrok, aby na nowo rozejrzeć się po klasie. Popatrzyłam na ludzi siedzących przede mną, na tablice, na której znajdował się temat i na Patrick’a opartego plecami o ścianę , ale z głową zwróconą w stronę nauczycieli . I wtedy niefortunnie napotkałam zmysłowy wzrok Justin’a mówiący „ I spotykamy się po latach” . 

Siemanko.. :) 
Rozdział może nie jest zbyt ciekawy, ale mam nadzieje, że wam się podobał. 
Ciekawe, co wyniknie z nieoczekiwanego spotkania Justin'a i Alex. 
+ Po przeczytaniu proszę o komentarz. Dzięki :* 
Belieberever699 ♥♥

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 2

- Tylko nie on - pomyślałam powoli zsuwając się na krześle, tak aby mnie nie zauważył. 
Pani Callon przedstawiła mu przewodniczącą Emilli i podała plan szkoły.
- Jak się nazywasz młody człowieku?- zapytała go jakby o tym nie wiedziała pomimo bycia dyrektorką.
- Justin – powiedział zdecydowanym tonem – Justin Bieber. 
I właśnie w tym momencie  zrobiłam się sztywna, a wszystkie wspomnienia zaczęły powracać i zadawać wszystkie rany, które po sobie pozostawiły. Złapałam się za ramię, uważnie przyglądając się „ nowemu”  bardzo znanemu mi chłopakowi.
- Usiądź na wolnym miejscu i wyciągnij swoje książki – zakomunikowała mu pani Callon i wskazała na ławki stojące pod ścianą. W duchu modliłam się , żeby nie usiadł gdzieś bliżej końca , bo dobrze wiedziałam ze źle by się dla mnie to skończyło.
 „ Tak !” wykrzyknęłam w duchu, ponieważ Justin zajął miejsce parę ławek przede mną, nawet nie zwracając uwagi na osoby dalej. Podchodząc do dziennika, pani Callon wzięła długopis i stanęła obok ze wszystkimi rzeczami.
- Wybierzemy Ci kogoś kto oprowadzi Cię po szkole… Zgadzasz się? – podniosła wzrok z dziennika na niego. Skinął twierdząco głową i czekał na to z kim będzie musiał spędzić dzisiejszy dzień.
- Obym nie była to ja-  szepnęłam pod nosem. Zawsze mam szczęście do takich spraw. Pospiesznie przejechałam palcami po rogu ławki, czekając na jakie kol wiek nazwisko wypowiedziane z jej ust.
- Może Sanntos…Nie – mruczała pod nosem- A może Jacks.. Albo Patrick – zawołała do niego lecz on nie zwrócił na nią uwagi. Siedzial przed Justin’ em i widać było że znaleźli wspólny temat.
- Kortez! – krzyknęła – Zajmiesz się Bieber’ em
- Tak jest proszę pani – Patrick wstał i zasalutował , a pani Callon pokręciła gniewnie głową. Dzwonek. Jak najszybciej zaczęłam pakować swoje rzeczy i pospiesznie można powiedzieć, że biegnąc udałam się do drzwi. Wypadłam na korytarz zamierzając do szafki , aby wziąć te cholerne książki . Zapomniałam, że miałam zostać i porozmawiać z panią Callon o „nowym” uczniu.
- Oż w mordę. Dobra wezmę książki od historii i wrócę do klasy. Wpisując kombinacje liczb wyjęłam podręczniki i udałam  się z powrotem do klasy.

Perspektywa Justin’a
Wychodząc z klasy razem z Patrick’ em rozmawialiśmy o klasie, w której się znalazłem
- U nas w klasie nie ma zbytnio czego wyrywać – zaśmiał się Patrick
- Dlaczego? – posłałem mu zawiedzione spojrzenie.
- Ponieważ, w klasie nasz same kujonki  albo niedotykalskie. Jeżeli chcesz poszukać jakiejś ładnej i chętnej dziewczyny to uderzaj do tej trójki – kiwnięciem głowy wskazał na blondynkę, brunetkę i szatynkę stojące przede mną. Szczerze mówiąc było na czym zawiesić oko
- Kto to ? – spytałem zaciekawiony
- Christen Steward to ta blondynka, jakby jest liderką tej trójki. Emilii Step już znasz, jest przewodniczącą i Amanda Peterson to ta brunetka. Kapitanka cheerleaderek. -  oznajmił Pax, a w jego głosie wyczuwalna była nutka podniecenia. Mówił to jakby z którąś chciał to zrobić. Uśmiechnąłem się głupkowato i ruszyliśmy dalej. Patrick pokazał mi poszczególne pomieszczenia i klasy, w którym mieliśmy lekcję. Przechodząc obok tablicy ze wzorowymi uczniami, w oczy rzuciło mi się parę naprawdę ładnych dziewczyn. Podeszłem do  tablicy by obejrzeć zdjęcia.
- Co Bieber? Wpadła Ci któraś w oko? – zadrwił Patrick śmiejąc się pod nosem.
- Nie. Chyba nie… Pax co to za dziewczyna? – zapytałem wskazując na szatynkę z szaro- zielonymi oczami, która posyłała wszystkim oglądającym lekki uśmiech.
- To Alexandra Jackson. Chodzi z nami do klasy od pół roku. Też się nią zajmowałem jak przyszła do szkoły. Zaprzyjaźniliśmy się. Alex to jedyna dziewczyna którą nie zwraca uwagi na to jak wygląda, ale jest mega gorąca – zaśmiał się posyłając mi jego biały uśmiech
- Serio? – powiedziałem zdziwiony. Dobrze znane mi było to nazwisko.
 – Nie widziałem jej dzisiaj- oznajmiłem
- Siedzi mniej więcej za Tobą na matmie. Zobaczysz ja na historii , ale ostrzegam, że nie masz u niej szans, bo ona nie jest  z tych łatwych- uśmiechnął się, ale w jego głosie było słychać troskę – Uważaj na nią Bieber.

Po szkole rozbiegł się dzwonek, a ludzie zamierzali do klas. Razem z Patick’ em zajęliśmy miejsce w ławkach. Rozglądając się po klasie dostrzegłem małą, drobną dziewczynę siedzącą w ostatniej ławce. Wyglądała troszeczkę inaczej niż na zdjęciu. Nie miała okularów, a jej oczy były liliowe. Nawet włosy miała bardziej blond niż brązowe. Patrick miał rację, niezła z niej laska. Nie przejmując się niczym rozglądała się po klasie, pisała coś w zeszycie i znowu zaczęła rozglądać się po klasie, napotykając mój wzrok. I wtedy właśnie wiedziałem, że to „ moja” Alex.  

Rozdział 1

-Alex obudź się! – tak to właśnie moja mama. Jak zawszę budzi mnie codziennie godzinę szybciej abym zdążyła do szkoły.
- Jeszcze 5 minut mamo – mruknęłam w poduszkę. Nastała chwilowa cisza , ale zaraz drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem.
- Masz 3 sekundy żeby wstać i pójść do łazienki….1…2…
-Dobra, dobra już wstaje. Po co te nerwy- mruknęłam pod nosem. 
Wyczołgałam się z łóżka i poszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro.
 „ O mogło być gorzej” pomyślałam sobie i umyłam twarz zimną wodą. Uczesałam się, ubrałam i jeszcze raz spojrzałam w lustro. Nie lubiłam się malować. Nadal twierdziłam, że jeżeli się pomaluje to będę jak te dziewczyny z mojej szkoły. Martwią się tylko tym żeby im się tusz do rzęs nie rozmazał. Nie byłam idealna. Zwyczajna siedemnastolatka, która uważa że świat jej nienawidzi. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej moją czarną kurtkę z ćwiekami. Rzuciłam ją na łóżko i podeszłam do biurka obok okna. Spakowałam potrzebne rzeczy do mojego plecaka i usiadłam na krześle.
 – Fuck , jeszcze zadanie z angielskiego. Jeżeli go nie zrobię dostanę jedynkę. Kolejną do kolekcji. 
 Szybko „ napisałam” to co musiałam, gdy nagle usłyszałam wołanie mojego imienia.
- Al zbieraj się już . Za chwile jedziemy.
- Dobrze mam, już biegnę.
Wstałam od biurka, chwyciłam plecak oraz kurtkę i zeszłam na dół do mamy.
- Pospiesz się- powiedziała, szukając czegoś w torebce- nie mamy całego dnia.
Wsuwając na nogi conversy, ubrałam moją kurtkę i wyszłam z domu kierując się do samochodu.         „ Tsaa.. czas na moje więzienie” mruknęłam pod nosem. Chwytając za klamkę otworzyłam drzwi i usiadłam na miejsce pasażera. Czekając aż moja mama raczy przyjść i zawieść mnie do  szkoły, rozmyślałam nad tym co czeka mnie w tym dniu. Dywanik u dyrektora, niee.. To było wczoraj. Nauczycielka próbująca udowodnić mi że ona ma rację. Ehh sama nie wiem, to powoli staje się nudne. W poprzedniej szkole nie musiałam udawać, że jest tam świetnie… Bo tęskniłam za nią za nauczycielami, za przyjaciółmi. A tu w Stratford było… inaczej niż w Nowym Jorku.
- Mamo dalej, bo się spóźnimy- krzyknęłam otwierając okno.
- No już idę, nie mogę znaleźć kluczy.
- Są na półce pod kurtkami. Pospiesz się mamo!
- O widzę je. Dzięki-  krzyknęła, wracając się po nie, zamykając drzwi i pospiesznie kierując się w stronę samochodu. Po 15 minutach jazdy byłam na miejscu. „ Moja” szkoła. Czerwonawy budynek z cegły, wokół pełno ludzi śmiejących się nie wiadomo z czego i Ja. Pożegnałam się z mamą i udałam w stronę budynku, otworzyłam  frontowe drzwi, weszłam do środka i wtedy ludzie umilkli. Słychać było tylko szmery i rozmowy szeptem pomiędzy sobą. Rozejrzałam się i udałam się w stronę mojej szafki. Wyjęłam z niej książkę do angielskiego i wrzuciłam ja do plecaka by nie nosić jej w ręce.  Zatrzasnęłam szafkę i sunąc po korytarzu udałam się w stronę klasy. Dzwonek rozniósł się po całej szkole. Nie będąc jeszcze pod klasą, obserwowałam jak inni pospiesznie idą do klas, a nauczyciele wpuszczają ich do środka. Dochodząc powolnym krokiem do sali otworzyłam drzwi i ujrzałam panią Smith.
- Jackson, znowu spóźniona! – powiedziała ostrym tonem. Posłałam jej gniewne spojrzenie, mrucząc pod nosem „ przepraszam” i udałam się do swojej ławki. Pani Smith była naszą wychowawczynią. Sprawdziła obecność i zapisała temat, gdy naglę przypomniała sobie pewną informację.
- Posłuchajcie mnie uważnie –powiedziała rozglądając się po klasie. – Dzisiaj na lekcjach dołączy do was nowy uczeń, przywitajcie go ciepło i serdecznie – uśmiechnęła się, gdy jej wzrok przeniósł się na mnie.
- Ciebie też się to tyczy, Jackson.
- Tsaa.. Już się cieszę z nowego ucznia. Moje szczęście mnie rozpiera- posłałam jej ironiczny uśmieszek i zajęłam się pisaniem w zeszycie. Lekcja upłynęła dość szybko. Udając się do szafki, aby wymienić książkę usłyszałam wołanie.
- Alex.. – powiedział znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyła  Cat.
- No siemka.. Co jest grane?- zapytałam z uśmiechem na twarzy. To dziwne bo znałam Cat od urodzenia. Była i jest moją najlepszą przyjaciółką, wyprowadziła się z Nowego Jorku parę miesięcy szybciej. Sądziłam, że jej więcej nie spotkam, ale okazało się, że przeprowadziła się tutaj.
- Hej, mam sprawę- powiedziała drżącym głosem.
-No dawaj – oznajmiłam  z uśmiechem
- Chodzi o tego nowego ucznia.. – zawahała się
- Co z nim? – wygląd mojej twarzy zmienił się w parę sekund
- Al. Nie chcę żebyś była zaskoczona, ale ten nowy uczeń.. – nie dokończyła, bo przerwał jej dzwonek i nauczyciele zwracający się do nas, abyśmy udały się pod swoje klasy. Złapałam ją za rękę, gdy chciała już odejść i spytałam z troską.
- Cat? O co chodzi z tym nowym… Uczniem?
- Al.. Uważaj na niego – mówiąc to wyrwała się z mojego uścisku i popędziła w stronę klasy.
- Na co mam uważać.. ?!- krzyknęłam, ale nie odpowiedziała mi. Odwracając się poszłam do klasy. Lekcja przebiegła w miarę normalnie. Te same zadania, te same wzory.. Po prostu nuda. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Nauczycielka podeszła do nich i odtworzyła je. Zwróciła głowę w naszą stronę 
- Oto nowy uczeń- kończąc zdanie, do klasy wszedł chłopak o kasztanowych włosach i czekoladowych oczach. Miał śliczny uśmiech i jasną cerę. Był średniego wzrostu, na oko 1, 75 m. Podnosząc głowę do góry, moje oczy zrobiły się duże, a na twarzy pojawiły się znaki obawy. Wtedy wiedziałam już o czym mówiła Cat.

- Tylko nie on.. – Pomyślałam i zamarłam bez ruchu . 


Siemanko :) 
Taki rozdział na początek. Przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne , ale pisze to na szybko i możliwie że nie sprawdziłam wszystkich błędów. Mam nadzieje, że się podobało, i że będziecie chcieli więcej.
+ Dzięki moja najukochańsza, że mi pomagasz I ♥ U
BelieberEver699
*Proszę o komentarze po przeczytaniu :)

sobota, 12 kwietnia 2014

Wprowadzenie


WPROWADZENIE

„ Wchodzisz w to? – usłyszałam to pytanie z ust chłopaka, którego kochałam najmocniej na świecie.

- Tak – odpowiedziałam pewnie i właśnie , w tym momencie moje życie odwróciło się o 1800.”

Ale dopiero potem żałowałam, że nie odmówiłam albo zrezygnowałam, gdy nadarzyła się okazja. Od tamtej chwili nie byłam już, grzeczną i poukładaną dziewczynką ze wzorowymi ocenami, tylko bezlitosnym mordercą, zabijającym dla pieniędzy. A zrobiłam to wszystko dla niego, aby go potem znienawidzić…




Cześć.                                           

ZAPRASZAM SERDECZNIE DO CZYTANIA MOJEGO BLOGA „ DON’T GO BABY ‘’  mam nadzieje, ze wam się spodoba i że będzie was tu dużo. A teraz dowiedzcie się dlaczego życie dziewczyny, zmieniło się na zawsze. Zapraszam serdecznie do czytania. J

Belieberever699♥♥